Ewidencja gruntów od 1955 roku jest regulowana przepisami z ciągłością których mamy do czynienia do dnia dzisiejszego. Były one przez ten okres modyfikowane, uszczegóławiane, precyzowane. Począwszy od dekretu z 1955 roku uszczegółowionego najpierw instrukcją ministra rolnictwa a potem zarządzeniem ministra rolnictwa i gospodarki komunalnej z 1969 roku.
Od ponad dwóch dekad w skład rozporządzenia w sprawie ewidencji gruntów i budynków wchodzi załącznik który wprowadza definicję identyfikatorów obiektów baz danych ewidencyjnych.
Od dekady powszechne w użyciu geodezyjnym. W szczególności identyfikator obrębu ewidencyjnego. Wprawdzie często w sposób ułomny są one treścią map i innych dokumentów, ale widnieją na nich przynajmniej częściowo.
Zastrzeżenia można mieć do niewłaściwej formy prezentacji właśnie identyfikatora obrębu ewidencyjnego. Z czego duża część geodetów ale i przedstawicieli innych zawodów i instytucji nie zdaje sobie sprawy. Dlaczego? Bowiem w podstawowych dokumentach generowanych przez starostwa powiatowe widnieje właśnie niewłaściwie opisany ten identyfikator. Mam tu na myśli raporty podstawowe i pomocnicze wg § 22 i 29 rozporządzenia, generowane na podstawie baz danych ewidencji gruntów. Niewłaściwa forma prezentacji polega na podziale tegoż identyfikatora i wydruku na dokumencie osobno identyfikatora gminy i osobno sekwencji „XXXX” która oznacza numer obrębu. W konsekwencji mamy do czynienia z niewłaściwą formy stosowania w licznych dokumentach wśród których są mapy ale i akty notarialne czy decyzje administracyjne.
Starostwa powiatowe weryfikując dokumentację geodezyjną zarzucają geodecie często mocno dyskusyjne błędy a nawet interpretują przepisy specyficznie pod wpływem „przebłysku inteligencji” osoby która przeprowadziła ostatnie szkolenie. Wszak „szkolący” zdaje sobie sprawę że zapotrzebowanie na jego usługę jest wynikiem przykucie uwagi do jakichś szczegółów w przepisach prawa, co okazuje się pozorne i często w całościowym wydźwięku przepisów prawnych jest sprzeczne z wnioskami wysnutymi podczas szkolenia.
Po takim szkoleniu na geodetów pada blady strach, bowiem czasem nagle i diametralnie zmienia się wydźwięk stosowanego od lat przepisu, nie mówiąc już o tym że wszystkie przyjęte przed szkoleniem do zasobu PODGiK dokumenty dotyczące określonych przepisów okazują się wedle tej interpretacji „błędne”. To taki paradoks efektów szkoleń, z których niektórzy stworzyli sobie dodatkowe źródło dochodu, kosztem wprowadzania chaosu i dezorientacji, ale przede wszystkim strat dla skarbu państwa objawiająca się przewlekłością i blokowaniem procesów gospodarczych w tym inwestycyjnych. Cóż prywata ważniejsza.
Przykładem takiego przebłysku inteligencji szkolącego jest sztywne ograniczanie zapisów protokołu z ustalenia przebiegu granic, do przykładowych zapisów w załączniku nr 3 do rozporządzenia w sprawie ewidencji gruntów. Gdzie np. widnieje zapis – „opis przeprowadzonej analizy przedstawia załącznik nr….”. Efektem jest tworzenie dodatkowej zbędnej beletrystyki a postaci dodatkowych dokumentów. Mimo że w tym wypadku treść sprawozdania technicznego w tej materii zawiera wystarczające informacje.
Tymczasem nie dosyć że takie literalne i wycinkowe odczytywanie zapisów, jest błędne to jeszcze ogranicza możliwości wypełnienia protokołu treścią wartościową i zapisami wnoszącą pewną wartość dla późniejszego odtworzenia przebiegu granic. A przepis odsyłający do załącznika nr 3 mówi o przykładowych zapisach.
Przypadki te i cały szereg innych przypomina powiedzenie o niezwykłej sile liczby zero 1 … 10 … 100 …
A wartość merytoryczna tych licznych szkoleń jest nie zawsze taka wysoka. I z wskazówkami takich wykładów podobnie jak z niektórymi wyrokami sądów można i nawet trzeba rzeczowo i merytorycznie dyskutować. Wręcz bierność jest niewskazana, w dbałości o naszą własność (nas geodetów), jaką są zasoby od PODGiK, po CODGiK.
Są to jedne z wielu przykładów gdzie zawiłość prawa i tępo jego nowelizowania jest większa niż możliwości fizyczne i poznawcze osób wykonujących te przepisy, nie mówiąc już o przeciętnym obywatelu, dla którego ustawy są jak jeszcze niedawne msze w języku łacińskim, i chyba taką też poniekąd funkcję mimowolnie pełnią.
Wszak każdy z nas ma oprócz życia zawodowego, własne życie rodzinne, obowiązki osobiste i cały szereg spraw życiowych w tym opartych o właśnie takie nieokiełznane przepisy. I ten ściek przepisów w zasadzie nas ubezwłasnowalnia i okrada z czasu który można by poświęcić rodzinie czy rozwijaniu własnych talentów i zainteresowań. Co w wielu wypadkach przerodziłoby się w twórczą przedsiębiorczość czy innowacyjne pomysł, wyręczając tym samym liczne Polskie uczelnie na które w materii innowacyjności w większości trudno liczyć. Byłoby to też z korzyścią dla skarbu państwa i polityków „twórców” nieokiełznane legislacji.